poniedziałek, 28 stycznia 2013

Zwariuję!




Ta sesja mnie wykończy, nerwowo, psychicznie, fizycznie...

Jak Wam pisałam, sporo się w moim życiu zmieniło. Zmieniłam studia, w końcu jestem na swoim wymarzonym kierunku i niestety przez to mam ogromne poczucie presji i tego że nie mogę zawalić. Ja wiem, że nie ma spiny - są drugie terminy, ale na prawdę chciałabym już teraz iść i napisać ten cholerny ostatni egzamin. Mieć to z głowy i zająć się czymś innym. Teraz ani uczyć się nie mogę - prędzej zamiotłabym pustynię;/ ani ćwiczyć - bo mam poczucie straty czasu (jak kolwiek to nie zabrzmiało),nawet spać nie - jakoś nie mogę ostatnio zasnąć.


Najgorsze jest to, że chodzę i wkółko coś wcinam. Staram się opanować ale to jest na razie masakra... do tego mam wrażenie, że ktoś wziął pompkę i mnie napompował... jestem ociężała, objedzona i zestresowana...

Niech ta sesja się skończy...tak wiem, że na dobre jeszcze się nie zaczęła...

czwartek, 24 stycznia 2013

Ciąża spożywcza

Zbilżający się okres + nadchodząca sesja = zjeść wszystko co się nawinie pod rękę.




Nie wytrzymałam. Poszłam rano i kupiłam 2 tabliczki czekolady. Zjadłam obydwie;/ Wiem, że to ani dobra ani zdrowe ale nie mogłam się powstrzymać. Też tak macie? Ja to zwykle nazywam ciążą spożywczą.

Najgorsze jest to, że po pierwsze nie potrafię sobie poradzić z nadchodzącym stresem, dlatego jem, a po drugie po takim obżarstwie jest to paskudne poczucie winy. Najchętniej poszłabym do łazienki i wszystko wzymiotowała, ale wiem że to dopiero jest chore;/

Nie ma to jak złapać załamkę od samego początku. Nie tak to powinno być. Zwykle mam tak, że jak się dany miesiąc/dany tydzień kiepsko zacznie to jest tak aż do końca. Ten miesiąc zaczął sie wyjątkowo paskudnie. Tydzień też nie lepiej. Ale może jakieś sposoby, żeby to zmienić? Żeby inaczej do tego podchodzić? No i coś żeby radzić sobie ze stresem w zdrowy sposob, a nie zajadac go.

Jedyne co na mnie działa to kawa.


W tej chwili przestawilam się na kawę sypaną, świeżo mieloną, aromatyzowaną. Jest pyszna^^ ale nadal dodaję do niej mleka. Tylko po kawie nie chce mi się tak jeść wszystkiego. Ale obiecałam sobie, że ograniczę kawę, ze względu na niedobory magnezu. Ech...to się nazywa konflikt tragiczny...

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Piękne usta... i zajady


Piękne usta?
Która z nas by nie chciała takich mieć? Tak wiem pytanie retoryczne;p Niestety ostatnio mam spory problem. Zajady...
Paskudztwo którego nie mogę się pozbyć od Nowego Roku. I tylko nie mówcie "było się nie całować na wietrze"...

Co to są zajady? Drobne ranki, które powstająw kącikach ust. Bardziej fachowo - zapalenie. Niestety im dłużej są tym łatwiej pojawiaja się większe zaczerwienienie, strupy, nadżerki nie mówiąc o dyskomforcie podczas jedzenia czy mówienia. No i zwyczajnie nie wgląda to estetycznie, po za tym swędzi, drażni i boli...


Najczęstrze przyczyny pojawiania się zajadów:
- anemia - łac.anaemia- niedokrwistość czyli brak żelaza. Fakt ostatnio jadam mało mięsa, wątróbki nawet nie pamietam kiedy jadłam (jem tylko jak pojadę do domu, a jeżdżę rzadko) a z tych produktów żelazo wchłania się najłatwiej. Co prawda staram się jeść zdrowo - dużo warzyw, platki owsiane, otręby, więcej ryb. Nie wiem, ale po sesji i tak planowałam zrobić podstawowe badania się zobaczy.
- niedobór wit. z grupy B - od początku stycznia pochlaniam 2-3 tabletki dziennie kompleksu wit.B. Póki co nie widzę poprawy.
- osłabienie odporności - jest zima, studiuję- sypiam nie regularnie, no i stres zwiazany z uczelnią. Lekkie osłabienie nieuniknione.
- po kuracji antybiotykowej - od dawien dawna nie brałam antybiotyków
- cukrzyca - nic mi o tym nie wiadomo, ale jak wspominałam chcę zrobić kompleksowe badania.
- protezy dentystyczne - no nie w tym wieku...
- nadmierne ślinienie - ząbkowałam jakieś 20 lat temu więc no też nie
- brak higieny jamy ustnej - mamy XXI wiek...bez przesady choć wiem, że takie przypadki się zdarzają.
- wirusy, bakterie, grzyby - z tego co mi wiadomo byłby również inne objawy...

Jak zamierzam sobie z nimi poradzić... w następnym poście;)

*wszystkie zdjęcia znalezione w necie

Trochę ruchu

Jestem leniem. Paskudnym leniem i przyznaję się do tego bez bicia.

Niestety ostatnio nie chce mi się nawet wyjść z domu jeśli nie muszę. Nie wiem czy to wina pogody czy ogólnego zniechęcenia, które dopadło mnie od początku tego roku. Ruszać mi się nie chce, uczyć mi się nie chce, jedyne co mi się chce to jeść ;p ale spokojnie póki co się kontroluję;)

Od dawna chciałam zacząć biegać, bo moja kondycja krzyczy o pomstę do nieba;/ jak tylko biegnę do autobus wyglądam jak zasapany burak. Ale, ale...jest styczeń (cóż za niespodzianka ;p) nie chcę zaczynać teraz przygody z bieganiem bo wiem, że tylko się zniechęcę. Nie mam kondycji, a co za tym idzie zaraz będę spocona -> znaczy najprawdopodobniej chora. Dlatego ambitnie postanowiłam:
1. Chodzić na godzinne spacery CODZIENNIE! Zawsze to jakaś forma ruchu i wyjscia na świeże powietrze. Po za tym poszukam fajnych tras jak już będę chciała zacząć biegać (planuje zacząć tak w marcu). No ale żeby niebyło - mówiąc spacer mam na myśli szybki marsz.
2. Zamowiłam twister. Mam nadzieję, że w tym tygodniu paczuszka dotrze. Nowy nabytek tego typu zawsze motywuje do działania.

No i żeby wszystko było czysto, czarno na białym.
Waga: 65kg
łydka: 39cm
udo: 60cm
tyłek: 99cm
biodra: 91cm
brzuch: 92cm
talia: 75cm
pod biustam: 70cm
w biuście: 90cm
ramię: 29cm.

sobota, 19 stycznia 2013

Im więcej czasu tym...gorzej?

Siedzę i bezczynnie gapię się w monitor. Niestety zauważylam prostą zależność...im mam więcej czasu, czy też im mój magiczny grafik jest mniej napięty tym mniej rzeczy robię. Wszystko zostawiam na ostatnią chwilę;/ Jak nie czuję że zbliża się deadline to nie potrafię się zmobilizować do czegokolwiek;/

A teraz o odchudzaniu. W sumie to bardziej zależy mi na zdrowszym trybie życia. Regularnych posiłkach, jakimś wysiłku fizycznym. Nie chcę liczyć kalorii, a przynajmniej nie jakość obsesyjnie. Chcię przejść na dietę redukcyjną 1200-1500kcal/dziennie i zawsze chciałam zacząć biegać bo z moją kondycją cieniutko oj cieniutko...

Ale niestety na razie jest styczeń, a w zasadzie po mału się kończy, za to zaczyna się sesja - "ulubiony" czas studentów. Dlatego na razie mogę jedynie rozplanować posiłki i tak oto mój ambitny plan posiłków do końca miesiąca (choć mam nadzieję że na dużo dłużej)

śniadanie 7:00 300-400kcal
II śniadanie 10:00 200-300kcal
obiad 13:00 400-500kcal
podwieczorek 16:00 100-200kcal
kolacja 19:00 200kcal

Przy czym obiad i podwieczorek jakby zamiennie ze wzgledu na różne godziny zajęć na uczelni. Oczywiście godziny są orientacyjne. Chodzi mi głównie o to żeby przyzwyczaić organizm do regularnych posiłków bez wariowania (z czym bywało różnie gdy jak to się mówi byłam "młoda i głupia" ).

No ale nie oszukujmy się, na schudnięciu też mi zależy. Może nie jestem otyła. Mam lekką nadwagę, ale nie czuję się dobrze ze sobą;/ Nienawidzę pokazywać nóg. Nie cierpię gdy ktoś dotyka mojego brzucha. Chciałabym poczuć się pewniej wśród ludzi, a przy okazji spelnić swoje marzenia. No i najważniejsze udowodnić sobie i innym, że potrafię. Że potrafię być konsekwentna w tym co robię z czym niestety mam problem. Wiem, że jestem zdolna do wielu rzeczy. wiele też się ostatnio pozmieniało.  Pół roku temu rzuciłam studia, faceta i przeniosłam się na drugi koniec Polski goniąc za marzeniami. Wiem, że jestem zdolna do wielu poświęceń ale potrzebuję motywacji, a raczej dopilnowania mnie;)

Przed sylwestrem spotkałam starego znajomego. Chyba warto zauważyć fakt, że całą podstawówkę i gimnazjum byłam najgrubsza w klasie...Usłyszałam, że nic się nie zmienilam  tylko się zestarzałam i jak brzydka byłam tak jestem - no może nie dosłownie ta druga część zdania ale to można było wywnioskować. Hura żyć nie umierać;/ dlatego szczerze mówiąc chciałabym żebym jednak trochę chociaż się zmieniła najlepiej do Wielkanocy bo najprawdopodobniej wtedy spotkam starych znajomych. Stwierdzenie "wow świetnie wygladasz" zawsze motywuje.

piątek, 18 stycznia 2013

Dlaczego?

Właściwie dlaczego zaczynam?
Od dawna żyję marzeniami. Ale nadszedl czas żeby zacząć je realizować!
Właśnie teraz.
Jestem Nameria. Mam 21 lat. Studiuję.
Od kilku ładnych lat chciałabym schudnąć i dlatego zakładam tego bloga. Nigdy nie mówiłam tego głośno, jednak wiem, ze tylko gdy komuś o tym powiem będę miała motywację.
Ważę 65kg przy wzroscie 162cm. Chciałabym ważyć 55-53kg. Takie ciche marzenie od...gimnazjum? Niestety moje kompleksy doprowadziły do dość drastycznych prób odchudzania na granicy z zaburzeniami odżywiania. W tej chwili chciałabym poczuć sie dobrze z sama sobą i mam nadzieję że blog mi w tym pomoże i da motywację.

Gdzieś kiedyś przeczytałam że "Porażka to niezdolnosć  człowieka do osiagnięcia postawionych sobie celów, jakiekolwiek by one były" cóż coś w tym jest prawda?