Zbilżający się okres + nadchodząca sesja = zjeść wszystko co się nawinie pod rękę.
Nie wytrzymałam. Poszłam rano i kupiłam 2 tabliczki czekolady. Zjadłam obydwie;/ Wiem, że to ani dobra ani zdrowe ale nie mogłam się powstrzymać. Też tak macie? Ja to zwykle nazywam ciążą spożywczą.
Najgorsze jest to, że po pierwsze nie potrafię sobie poradzić z nadchodzącym stresem, dlatego jem, a po drugie po takim obżarstwie jest to paskudne poczucie winy. Najchętniej poszłabym do łazienki i wszystko wzymiotowała, ale wiem że to dopiero jest chore;/
Nie ma to jak złapać załamkę od samego początku. Nie tak to powinno być. Zwykle mam tak, że jak się dany miesiąc/dany tydzień kiepsko zacznie to jest tak aż do końca. Ten miesiąc zaczął sie wyjątkowo paskudnie. Tydzień też nie lepiej. Ale może jakieś sposoby, żeby to zmienić? Żeby inaczej do tego podchodzić? No i coś żeby radzić sobie ze stresem w zdrowy sposob, a nie zajadac go.
Jedyne co na mnie działa to kawa.
W tej chwili przestawilam się na kawę sypaną, świeżo mieloną, aromatyzowaną. Jest pyszna^^ ale nadal dodaję do niej mleka. Tylko po kawie nie chce mi się tak jeść wszystkiego. Ale obiecałam sobie, że ograniczę kawę, ze względu na niedobory magnezu. Ech...to się nazywa konflikt tragiczny...


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz